Z zawodowego obowiązku należy robić zakupy u konkurencji. Zamówienie złożyłam w niedzielę, zapłaciłam mTransferem i… audiobooka nie dostałam. Następnego dnia (poniedziałek) napisałam do sklepu, po kilku godzinach sprawa została rozwiązana, przeproszono mnie i sprezentowano kod promocyjny – 25%.
Bardzo nie lubię robić promocji, o czym już kiedyś pisałam. Tym razem, to ja – jako klient – otrzymałam możliwość skorzystania z promocji. I jakoś mnie to nie ucieszyło. Dlaczego?
Otóż pomyślałam sobie, że skoro sklep z byle powodu może dać mi zniżkę o 1/4, to… ma zbyt dużą marżę (czytaj: na co dzień płacę dużo więcej niż mogłabym). Jak to kiedyś ładnie ujął Marek Jankowski w innej sprawie:
[…] powiadomili mnie uprzejmie, że bez mrugnięcia okiem kroili mnie co miesiąc na blisko tysiąc złotych więcej niż mogli.
Zobacz – sklep zniżając cenę o 1/4 i tak na tym zarabia (bo chyba nie sądzisz, będąc klientem lub właścicielem, że sklep dokłada do zamówień z kodami promocyjnymi…).
Wniosek
Wystarczyłyby przeprosiny, a jeśli kod promocyjny to 5-10%, bo wtedy klient widzi, że widocznie więcej nie mogą, że mają małe marże. A tak? Dajesz duży rabat i sygnał klientowi, że Twoja marża (czyli brutalnie ujmując: Twój zysk na nim na co dzień) jest wysoki. A że żyjemy w Polsce, to ta wiedza dla klienta może być trudna do zniesienia. 🙂
Co prawda, to prawda… wiedząc takie rzeczy, można się w sobie zagotować… Szczególnie samemu posiadając sklep 🙂
Z drugiej strony… czy ja bym chciał wykorzystać kod promocyjny sklepu, który z niewiadomych powodów nie wywiązał się z pierwszej transakcji na czas? 🙂
Każdy ma prawo się pomylić – trzeba dać ludziom szansę naprawić błąd. Ciekawe czy Ci, którzy oferują 80% rabatu w czasie wyprzedaży też jeszcze zarabiają na takim produkcie.
W branży odzieżowej robią się tak: jednego dnia jest cena X. Drugiego dnia podnoszą cenę i jednocześnie przekreślają ją i piszą, że jest rabat 80%. Przy czym ta cena po rabacie to… cena X (czyli normalna cena z dnia poprzedniego) lub nieco niższa od niej. Czyli – odpowiadając na pytanie, tak na wyprzedażach też zarabiają.
Nie musi to mieć miejsca w tym przypadku, ale czasami można klientowi sprezentować cenę pokrywającą wyłącznie koszty operacyjne, a nie pokrywającej kosztów stałych.
Może sklepowi zależy na utrzymaniu klienta, tak że w przypadku następnego zamówienia woli nic nie zarobić? Jeśli miałabyś nigdy więcej tam nie zamówić, to nie jest to „byle powód”. Z drugiej strony zgadzam się, że rabat w sytuacji gdy poprzednie zamówienie było niewłaściwie zrealizowane nie jest dobrym pomysłem. Może sklep powinien dawać prezent z jakiejś puli?
Może naprawdę szczerze przeprosili i zrezygnowali z większego zysku. Towar kosztuje 100% dali 25% zniżki – zostawili sobie tylko 25% zysku; Czyli towar z 100 % przebitką ;).
Zupełnie nie rozumiem o co chodzi. Masz na mysli audiobook w formie elektronicznej?
Niektóre ebooki i audiobooki sa za darmo – nic nie kosztuje wytworzenie kolejnego egzemplarza – tak jest gdy autor dotaje procent od ceny sprzedaży. Zatem nawet rabat 99% daje i sklepowi i autorowi zysk – 1% ceny do podziału 🙂
Co innego jeżeli za audiobooki płaci sie autorowi wydawnictwu jakąś kwotę od każdej sztuki.
Też masz sklep z audiobookami, i co, i tam marze są niższe?
„sklep zniżając cenę o 1/4 i tak na tym zarabia (bo chyba nie sądzisz, będąc klientem lub właścicielem, że sklep dokłada do zamówień z kodami promocyjnymi…).” – owszem, sadzę że może tak być – zakładając ze nie jest to oczywiście audiobook którego wytworzenie nic nie kosztuje 🙂 Czasami lepiej dołożyć komuś parę groszy i zyskać zadowolonego klienta.
Sklep internetowy to nie allegro, gdzie można zadowolić się złotówką zysku. Marże muszą wynosić ponad 20%.
Tylko że ta marża nie idzie tylko na zysk. Trzeba jeszcze opłacić technologie, pracowników i marketing.
Zgadzam się z Rafałem. Rabat 25% pewnie pozwala jeszcze na transakcję pokrywającą koszty pozyskania towaru, ale na pewno nie pokryje kosztów stałych. W dłuższej perspektywie wszyscy nie mogą dostać takich rabatów, bo sklep by zbankrutował.
Z drugiej strony zaproponowane „prezenty z jakiejś puli” zamiast rabatu to moim zdaniem zły pomysł. Lepiej sobie wybrać chyba coś użytecznego z asortymentu sklepu, niż dostać jakiś tandetny gadżet made in PRC.
Mam podobne odczucia co @Fioletowypartner – Lech Baczyński i nie za bardzo rozumiem o co chodzi.
Ktoś prowadzi sklep (zresztą jakikolwiek biznes) i podejmuje decyzje jakie ustalić ceny itd. Koniec. Ma ochotę/potrzebę to daje kupon promocyjny (czy upust).
Jeżeli jest w stanie tak funkcjonować to funkcjonuje, jak nie to upada. Przecież klient decyduje sam czy zrobi u niego zakupy czy nie.
Takim zdaniem można zamknąć każdy temat i o niczym nigdy nie pisać i nie rozmawiać, bo po co. 🙂
Pragnę jednak zwrócić uwagę, z jakiej perspektywy pisze autor tego bloga i jaką tematykę podejmuje od pięciu lat.
Myślę, że to jasno wskazuje, dlaczego autor bloga pisze to, co pisze i dlaczego daje sobie prawo pisania, co mu się podoba, a co nie i jakie to może mieć skutki w przyszłości.
A Czytelnicy wyciągają wnioski i być może dzięki temu spojrzą na swoje biznesowe poczynania z innej perspektywy.
Witam ! uważam że lepszym rozwiązaniem byłaby propozycja darmowego innego ebooka dla klienta niż te 25 % zniżki , może z innej półki lub jakiś dodatek (bajer) z tej samej kategorii co zakupiony ebook (raport, sprawozdanie, itp).
Taką zniżkę można w różny sposób interpretować, również taki jak napisała shrew…..
Pozdr. Pavel.
Pytanie jeszcze czy to była obniżka ceny zakupu już dokonanego, czy 25% na kolejny zakup – bo to akurat uwazam za wkurzajace….
Zastanawia mnie, dlaczego autorka wpisu robi zakup w firmie konkurencyjnej, mimo perturbacji dostaje zamówienie i dostaje dodatkowo rabat 25%, dlaczego się oburza? Nie znam Twojej branży, nie znam kanału dystrybucji, nie znam marż jakie posiadacie. Może oburzenie wyszło dlatego, że oni mogli dać taki rabat, a Ty nie? Z drugiej strony”Kowalski” kupuje, płaci, perturbacje, dostaje towar i rabat 25%: RABAT, ZNIŻKA, PROMOCJA, taki klient zostanie u nich, bo kupił taniej.
@Łukasz, odpowiedź na Twoje pytanie/zdziwienie jest we wpisie. Wpis jest krótki, więc wydaje mi się, że jego przeczytanie ze zrozumieniem jest dość proste. A tu zonk. 😉